Boże Narodzenie.
Niegdyś poprzedzone było wzajemnym darowaniem win, zadośćuczynieniem za wyrządzone bliźnim zło, naprawieniem krzywd. Dziś jest niemal wyłącznie folklorem.
Gdyby chcieć, żeby było jak dawniej, to należałoby wskazać krzywdzonych a zatem i krzywdzących, prawdę oddzielić od fałszu, dobro od zła, napiętnować łajdaków. A to okrzyknięto szowinizmem i fanatyzmem.
Zatem za zło nie trzeba żałować, bo nie ma już zła, jest tylko mniejsze zło, czyli coś na pograniczu dobra doskonałego i niedoskonałego.
Krzywd też nie ma, bo nikt nikogo nie krzywdził, to jedynie system wymuszał pewne zachowania. Dziś też krzywdzących już nie ma, są jedynie zaradni.
Dziś nie ma Herodów-morderców, są tylko ludzie dający kobietom prawa do własnego ciała i swoich marzeń, którym dziecko położyłoby kres.
Nie ma deprawatorów i propagatorów zboczeń, są jedynie krzewiciele nieobwarowanej przesądem ekspresji seksualnej.
Nie ma kłamstwa, jest tylko alternatywna prawda. Poza tym nie ma jednej prawdy - już Piłat, intelektualista z Pontu, się jej dziwił, jest za to intuicja moralna, która nie sili się na sprawiedliwość, za to kocha się w nieograniczonym miłosierdziu dla wybranych.
A gdzie w tym wszystkim jest Bóg? - Podobno to Jego narodzenie jest świętowane.
- Jest jak zawsze wyrzucony poza drzwi przepełnionych, gwarnych karczm - pośród prostaczków i Nikodemów, uczniów, którzy nie potrafili czuwać i płaczących Piotrów, nawróconych celników i nierządnic, które dostrzegły zło, jakiemu ulegają. Jest pośród osamotnionych sprawiedliwych i prześladowanych z powodu Jego Imienia, wśród zapomnianych, wśród rodzin aresztowanych i rozstrzelanych.
Jest wszędzie, gdzie oczekują Go szczere serca.
Poza Nim tylko pusty folklor i nowa twarz starego pogaństwa.