sobota, 15 listopada 2008

Zmierzch imperium Agory

Spółka Agora wydająca m.in. "Gazetę Wyborczą" przeżywa poważne problemy finansowe. To jeszcze nie trzęsienie ziemi, ale w trzech pierwszych kwartałach tego roku zysk netto spółki zmalał o 26,8 proc. do poziomu 54 mln zł. Przychody "Gazety Wyborczej", okrętu flagowego Agory, w trzecim kwartale wyniosły 142, 6 mln zł, czyli o 8,8 proc. mniej niż rok wcześniej. Wpływy reklamowe spadły w tym samym czasie o 6,4 proc. do 106, 5 mln zł. Ze sprzedaży dziennika w trzecim kwartale Agora uzyskała 36,1 mln zł, o 15,3 proc. mniej niż w analogicznym okresie ubiegłego roku.

całość: polskatimes.pl

Agora, jak Agora, ale co się stanie z osieroconymi wyznawcami Ojca Redaktora? Rzeczpospolitej raczej nie zaprenumerują, Gazety Polskiej też, Opcji Na Prawo również, chyba, że zmieni nazwę na Opcję Na Lewo. Całej Rodzinie Gazety Wyborczej nie pozostanie nic innego, jak dołączyć do innej Rodziny, tej zameldowanej w Toruniu przy ul. Żwirki i Wigury 80. Ostatecznie nie jest im znowu tak daleko do siebie. Wspólny pogląd na lustrację już mają, co do reszty można się dogadać.

Zatem nie żałujmy Agory. Co ma być, to będzie. Na sierotki Rodzina zastępcza już czeka.

Skrzywdzone dzieci komuny

Po śmierci Mieczysława Rakowskiego Gazeta Wyborcza pogrążyła się w zadumie. No i wydumała jak wykorzystać śmierć premiera Rakowskiego w procesie wybielania komunistów.

Przyzwoitość zabrania mówienia o wadach zmarłego. Wyborcza wychodzi z tego samego założenia. Jednak na tym nie poprzestaje. Manipulując uczuciami czytelnika, buduje wizerunek Rakowskiego jako postępowego polityka doby PRL, można by rzec, bohatera nowej lewicy, która brzydzi się Łubianką a wzdycha do oświeconego humanizmu.

Wspomnienie o premierze zbudowane jest wokół jego Dzienników, w których daje wyraz swojemu rozczarowaniu komunizmem. GW przytacza starannie wybrane fragmenty, pozwalające zajrzeć w duszę autora. Wyłania się z nich obraz zagubionego ideowca, którego młodzieńcze urzeczenie systemem z czasem przeradza się w gorzkie rozczarowanie. Widzimy tragiczną niemal postać, obarczoną słabościami i wadami ale jednak szczerą, w głębi duszy szlachetną i niewinną, która jest outsiderem we własnej partii.

Resztki zdrowego rozsądku każą autorowi artykułu wspomnieć o kilku potknięciach Rakowskiego, jednak nie przesadza z krytyką. Nie daj Boże, przyszłoby komuś na myśl, że budowniczy minionego systemu miał więcej wad niż zalet.

Ten wizerunek uwiarygodnić ma pochlebny cytat ze Stefana Kisielewskiego i galeria zdjęć pokazująca premiera m.in. pośród członków SLD, którzy oczywiście z PZPR nie mają nic wspólnego. Jawi się na nich jako ciepły, starszy człowiek. Wzruszające.

Jak się okazuje, największym aktem heroizmu w opinii GW była ze strony premiera odmowa opublikowania w roku 1968 w redagowanej przez niego Polityce antysyjonistycznego tekstu. W opinii postulatorów z Czerskiej jest to wystarczający powód, aby wynieść kogoś na ołtarze III RP.

Widzimy zatem bohatera równie, jeśli nie bardziej, tragicznego jak Jaruzelski czy Kiszczak. Wszak życie w partii nie było różowe. A i dylematy się zdarzały.

I ani słowa o tym, że w czasach, kiedy młody Rakowski przeżywał ideologiczne uniesienia, w więzieniach mordowano akowców i innych przyzwoitych ludzi, zwanych przez nową władzę "bandytami" i "elementem". Żadnej wzmianki o tym, że tacy młodzi ideowcy ochoczo budowali system, który poczynił potworne spustoszenia w duszy Narodu. Można nawet dojść do wniosku, że to nie górnicy z kopalni Wujek, czy pomordowani opozycjoniści byli ofiarami a sami towarzysze partyjni, których marzenia o komunizmie w końcu musiały się rozwiać.


Należy zapytać: jak długo jeszcze Gazeta Wyborcza będzie miała Polaków za durniów, którzy są bezkrytyczni wobec jej manipulacji? Ile jeszcze czasu minie, zanim Nadredaktor zlituje się nad swoimi współpracownikami i dziennikarzami i zabroni im publicznego ośmieszania się podobnymi tekstami? Czy, aby zachować twarz, GW podobnie jak Rakowski obarczy odpowiedzialnością środowisko, dzięki któremu istnieje i okrzyknie siebie ofiarą czytelników żądających takiej wizji przeszłości?

Zaiste, Herbert miał rację.